Ta czerwona plama na palmie, chyba 15-20 metrowej to Samuel. Wlazł tam po drabinie widocznej na zdjęciu, nie trzymanej przez nikogo, opartej tylko o ten cienki pień i trzymając się jedną ręką palmy, maczetą obcinał stare gałęzie (nie obcinał, walił z całej siły). Nie mogłam na to patrzeć. Schowałam się w domu. Dzisiaj był 13..
Jednej palmy nie zrobił. zapytałam dlaczego (czy dla porównania?). Nie - odparł. 3 lata temu odciął sobie kciuka obcinając gałęzie na tej właśnie palmie i dlatego nie wejdzie na nią, bo jest pechowa. Pokazał mi ranę...Samuel przychodzi (od czasu do czasu), gdy mój ogrodnik Armando nie wie co zrobić lub udaje, że nie wie. Samuel jest bardziej "dojrzały" i mówi po angielsku. Jest, nie powiem, pomocny.
Na pytanie "czy jest suszarka?"- jest w każdej łazience. Wałków nie ma, ale czy w hotelach są? Śniadanie do łóżka?- jak mąż Wam zrobi (ja robię to mojemu :), jak jest na miejscu). Ale poza tym pełny komfort "I hope so". All inclusive w końcu!!!!
P.S.
Jak odbierałam dzisiaj Zosię ze szkoły spotkałam moje ukochane stworzenia pasące się luźno pod szkołą (trochę wiedzy nie zaszkodzi, nie od parady uważa się je za jedne z mądrzejszych- chodzą do szkoły). Kurki są na poczekaniu, ale kozy....to już pod polską szkołą rarytas
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz