środa, 3 lutego 2016

Normalność

Pytacie mnie wciąż, dlaczego tak ostatnio rzadko coś piszę. A ja po prostu zaczęłam normalne życie kury domowej. Pierwsze dwa miesiące minęły na fascynacji i urządzaniu nowego gniazda. Zaczął się właśnie miesiąc trzeci. Co tutaj znaczy normalność?
A mianowicie:
Rano mąż jak zwykle po przebudzeniu zadaje pytanie "znowu słońce?" Odpowiadam "tak kochanie i na dodatek nadal ciepło".
Potem jadę z córką na 7.50 do szkoły. (Ostatnio Zosia kocha zajęcia z art..:))
Chyba jest odwrócony.. Żartowałam


Zakupy. Trzeba coś jeść. No nie codziennie, w pozostałe dni niestety pocę się na siłowni, biegam lub jak totalnego mam lenia to "uprawiam" szybki marsz. Minimum godzina katowania się,,,ale niestety tutaj wszystko mi smakuje. Jedzenie jest dobre. Zobaczcie różnicę w wielkości rzodkiewki z Polski i tej miejscowej
Giganty od rolnika

Gotuję, a co. Mam komfort, że Vivian gotuje, ale najczęściej  Zosia z tego korzysta. Vivian je tylko mięso z ryżem i to umie gotować. Ryb i owoców morza nie lubi i nie umie przyrządzać. Zresztą rdzenni mieszkańcy wyspy za tym nie przepadają. A może też jest to dla nich za drogie?
Jutro szykuje mi się uczta kulinarna. W moim domu 15 facetów będzie gotować dla 11 kobiet. Ciekawa jestem jak moja kuchnia ich tam pomieści. Podejrzewam, że Ricardo ( Z Hiszpanii) będzie gotował, a reszta będzie popijając winko i piwko komentowała. Jaka w tym moja rola (pani domu)? Będę zabawiała kobiety czekające na jedzenie . Uch...
A wracając do dnia codziennego:
Dwa razy w tygodniu jeżdżę do szkoły na hiszpański, a więc w pozostałe dni próbuję odrabiać lekcje (czasem mam pracę domową :(  ) i uczyć się słówek.
Poznaję nowe sklepy. Przeważnie w weekendy testujemy z mężem  nowe restauracje. Próbujemy nowych potraw. W ostatnią sobotę byliśmy w nowo otwartej restauracji w La Marinie. Jadłam (nie chcę Was martwić) kraba, mąż ośmiorniczkę i coś tam jeszcze. Było pyszne co tu mówić.



Czasem jak dzisiaj muszę zmyć się z domu na 2-3 godziny, bo przychodzi ekipa i spryskuje dom w środku przeciwko komarom. Komarów mam chyba mniej niż inni tutaj, bo moja znajoma Patrycia (z Malezji) ma taką ekipę co piątek. Może dlatego, że uwielbiam jaszczurki w domu, a one zjadają komary. Wczoraj taka jedna spadła Zosi z sufitu na łóżko :). Śpię przy lampie, która zabija komary
te małe punkciki to zabite komary po nocy

Co jeszcze? W sobotę z dziewczynami (to nie są klimaty mojego męża) idę na koncert Ricky Martina

A amfiteatr przypominam wygląda tak
Wejście

Kamienne schody na, których na specjalnych poduszkach się siedzi
I tak oto wygląda moje szare, aczkolwiek słoneczne życie. Muszę wszystkich zmartwić, ale w żadnej minucie nie żałowałam, nie żałowaliśmy, że podjęliśmy taką, a nie inną decyzję. Oczywiście są minusy:
1. nie mogę spotykać się na winku z przyjaciółkami. Viber to nie to samo
2. Mam alergię. Nie wiem jeszcze na co. Czasem rano mam obrzęk górnej powieki- czyli czytaj "Haloween  every morning"
3. Wszystko mi tutaj smakuje, wciąż coś smakuję - będę gruba i siłownia nie pomoże w moim wydaniu.
4. zastanawiam się co powinno być na czwartym miejscu. Aha, nie mogę kontrolować mojego dorosłego już poniekąd syna
5. Brak
Jestem rzeczywiście godna współczucia.......Sorry i dobranoc.


P.S.
Myślałam, że jakiś robaczek niesie liść, a nie....to cały robaczek. Przyszedł na kort tenisowy. A propos tutaj też gram w tenisa..




1 komentarz: