Marzyli o ślubie na piasku i boso.....i tak mieli.
Ale zanim zacznę o samym ślubie, muszę wspomnieć o wieczorze przed....działo się. Jeżeli ktoś z Was oglądał film pt. "Kac Las Vegas" to rano jak zobaczyłam pana młodego, pierwsze moje skojarzenie było "Boże"....:"kac Casa De Campo". Jedyne zdjęcie zachowane z tej imprezy (pozostałe są zamazane totalnie...ciekawe kto je robił?) jest poniżej. Sławek z Mario śpiewa coś dla młodych
A teraz o ślubie.. Ślub zorganizowany został przez miejscową firmę na plaży Cabeza de Toro ( czytaj czy w ogóle coś będzie i czy zdążą, bo ten ich pośpiech zabija). Plaża kameralna, przy której tylko jest scena i restauracja. Nie ma hotelu, a to już coś. Było strasznie wietrznie tego dnia, a więc bezpośrednio przy plaży nie dało się zbudować domku ślubnego..ale zobaczcie sami ...sceneria marzenie.....
Ceremonia była w języku angielskim poza fragmentem, gdzie przyszli małżonkowie własnymi słowami składali sobie "obietnice "...
Wieczorem już po całej ceremonii w Casa de Campo w restauracji "Beach Club". rozluźnieni i przebrani już małżonkowie...
Powodzenia na nowej drodze życia!!!!!! Świadkowie....z 23 i pół letnim stażem małżeńskim....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz