Miła niespodzianka czekała na nas w naszym dominikańskim domu. Piękne kwiaty "Welcome home". Miły gest....ale, gdzie tak naprawdę jest mój dom. Takie i inne dylematy ciągle ostatnio chodziły mi po głowie. Już wiem. Mój dom jest tam, gdzie jestem ja i moja rodzina. Przecież to ja go tworzę, a nie ściany....Potrzebowałam aż prawie 9 miesięcy, aby to stwierdzić. Może to i tak nie jest długo. Niektórzy domu szukają całe życie.
Wczoraj obchodziłam pierwsze urodziny na wyspie. Pierwsze, ale 47 w rzeczywistości. Dostałam piękne kwiaty. Piszę o tym, bo żywe, cięte kwiaty są tutaj naprawdę rarytasem. Trzeba się mocno postarać. Za gorąco. Trzymam je teraz w sypialni, gdzie cały dzień jest włączona klimatyzacja.
Jadłam małże, grillowaną ośmiornicę i tatar z tuńczyka z awokado. Do tego ukochane czerwone wino 689 i już więcej nic nie potrzebuję..
Na tym nie koniec. W przyszłym tygodniu znowu będę obchodzić swoje urodziny, ale z tutejszymi ladies. Trzymajcie kciuki.
Co najbardziej uderzyło mnie w Jej opisie, i co.. jak najbardziej odnosi się do tutejszych reali. Dla wyspiarzy ważne jest to, że coś zostało zrobione, że poświęcili swój czas, ale jaki jest efekt tej pracy, to już nie ma żadnego znaczenia. Czysty paradoks, ale niestety na Dominikanie jest tak samo. Od pół roku walczymy z problemem "uciekającej" wody z basenu. Bez rezultatu. Ciągle nowe firmy i.....nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz