7 listopada wprowadziliśmy się do nowego domu. Miałam 2 tygodnie przed wizytą dziewczyn na organizację nowego domu. Musieliśmy kupić trochę mebli, sprzętów różnego rodzaju i oczywiście rośliny. Najgorzej było z internetem. nie było kabli na super internet. Musieliśmy czekać aż zrobią doprowadzenie do naszego domu.
A oto kilka zdjęć nowego domu:
Widok od strony ogrodu
Drzwi do domu
Kuchnia marzenie
Mieszkamy teraz trochę dalej od plaży, ale za to kupiliśmy golfowy samochód. Zosia nim jeździ na tenisa, siłownię. Nie muszę już po casa de campo wozić jej do koleżanek. Jest to też kolejna niespodzianka dla ladies. Będą miały własny pojazd...
Mamy też pieska...Suri. Przed wylotem do Polski w październiku koleżanka zapytała mnie czy nie mogłabym z nią pojechać do miasta i nakarmić suczkę 8 miesięczną, która ktoś zapewne wyrzucił na ulicę. Dzień wcześniej zobaczyła ją na ulicy w momencie, gdy inne dorosłe psy ją "obrabiały". Zawiozła ją od razu do weterynarza, który wykonał sterylizację. I teraz czuła się w obowiązku żeby się nią zająć. Nie mogła jej wziąść do domu, bo sama ma już dwa pieski, a planuje wyprowadzić się w przyszłym roku na Minorkę i z trzema psami trudniej niż z dwoma. Pojechałam z nią i....zobaczyłam najsmutniejszego pieska w swoim życiu. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale nie mogłam spać. Na drugi dzień leciałam do Polski. Poprosiłam ją o zabranie jej z ulicy i zawiezienie jej do hotelu adopcyjnego, który opłacę po powrocie. Powiedziałam również, że jeżeli nie znajdzie nowego domu to 7 listopada po przeprowadzce do nowego domu, zabiorę ja do siebie. Julia zabrała ją z ulicy na noc do siebie i napisała, że jeżeli przemyślę i na pewno ją wezmę 7 listopada to przetrzyma ją w swoim domu. Klamka zapadła...Suri została z nami. Jest wystraszona jeszcze, ale jest bardzo kochana. Cały czas za mną chodzi, z pewnością boi się, że się ją zostawi znowu. Była to jedna z naszych dobrych decyzji.
Mieszkamy teraz trochę dalej od plaży, ale za to kupiliśmy golfowy samochód. Zosia nim jeździ na tenisa, siłownię. Nie muszę już po casa de campo wozić jej do koleżanek. Jest to też kolejna niespodzianka dla ladies. Będą miały własny pojazd...
Mamy też pieska...Suri. Przed wylotem do Polski w październiku koleżanka zapytała mnie czy nie mogłabym z nią pojechać do miasta i nakarmić suczkę 8 miesięczną, która ktoś zapewne wyrzucił na ulicę. Dzień wcześniej zobaczyła ją na ulicy w momencie, gdy inne dorosłe psy ją "obrabiały". Zawiozła ją od razu do weterynarza, który wykonał sterylizację. I teraz czuła się w obowiązku żeby się nią zająć. Nie mogła jej wziąść do domu, bo sama ma już dwa pieski, a planuje wyprowadzić się w przyszłym roku na Minorkę i z trzema psami trudniej niż z dwoma. Pojechałam z nią i....zobaczyłam najsmutniejszego pieska w swoim życiu. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale nie mogłam spać. Na drugi dzień leciałam do Polski. Poprosiłam ją o zabranie jej z ulicy i zawiezienie jej do hotelu adopcyjnego, który opłacę po powrocie. Powiedziałam również, że jeżeli nie znajdzie nowego domu to 7 listopada po przeprowadzce do nowego domu, zabiorę ja do siebie. Julia zabrała ją z ulicy na noc do siebie i napisała, że jeżeli przemyślę i na pewno ją wezmę 7 listopada to przetrzyma ją w swoim domu. Klamka zapadła...Suri została z nami. Jest wystraszona jeszcze, ale jest bardzo kochana. Cały czas za mną chodzi, z pewnością boi się, że się ją zostawi znowu. Była to jedna z naszych dobrych decyzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz